Rynek nieruchomości od zawsze cechuje się dużą bezwładnością – zmiany zachodzą tu wolniej, a ich akceptacja przez klientów trwa długo. Dotyczy to szczególnie spadków koniunktury, które są przyswajane z opóźnieniem i ostrożnością. Choć obniżki stóp procentowych mogą napawać optymizmem, ich realny wpływ na rynek nieruchomości okaże się dopiero z czasem. Na razie nie obserwujemy wyraźnego wzrostu aktywności wśród kupujących. Wielu z nich wstrzymuje się z decyzją, analizując ostrożnie obecne tendencje, w tym delikatne spadki cen zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym.
Ta sytuacja prowadzi do impasu – kupujący czekają, licząc na dalsze obniżki, a sprzedający odwlekają korektę cen, trzymając się pierwotnych założeń tak długo, jak mogą. Rynek trwa więc w fazie obserwacji i wyczekiwania. W wielu przypadkach dopiero okoliczności życiowe – takie jak rozwód, choroba czy potrzeba większej przestrzeni – zmuszają do podjęcia decyzji o sprzedaży, nawet jeśli oznacza to niższą cenę niż planowano.
Jeżeli spadek stóp procentowych zdoła odbudować zaufanie nabywców, możliwe jest, że rynek nieruchomości ulegnie ożywieniu, a koniunktura wyraźnie się poprawi. Kluczowe jednak jest stworzenie stabilnych warunków. Przede wszystkim potrzebna jest spójna i przewidywalna polityka kredytowa – bez ingerencji w postaci programów, które sztucznie pobudzają wybrane segmenty rynku. Doświadczenia z inicjatywami takimi jak „Rodzina na Swoim”, „Mieszkanie dla Młodych” czy „Bezpieczny kredyt 2%” pokazują, że wspierając jedną grupę, nieświadomie destabilizuje się całość – ceny w wybranym segmencie rosną, a ci, którzy dołączają późno, tracą na wzroście kosztów, mimo zapowiadanych ulg.
Równie istotne dla rozwoju rynku nieruchomości jest przemyślane planowanie przestrzenne. Nowe przepisy mogą skutecznie zablokować możliwość zagospodarowania wielu terenów, co utrudni rozwój budownictwa i nie przysłuży się rynkowi. To kolejny przykład zmian wprowadzanych bez dostatecznej analizy ich skutków.